Sezon będzie się wnet zaczynał (a raczej wszyscy chyba mamy nadzieję że pogoda się zdecyduje i będzie ciepło).
Z tej okazji przypomniała mi się sytuacja sprzed roku, którą chciałem Wam opowiedzieć. Jeździłem wtedy jeszcze bandziorem.
Tło historii takie jak mamy teraz- zima broni się jeszcze i zdarzają się przebłyski, "okienka". Prognoza na weekend- wreszcie dwucyfrowa temperatura (i to na +), zero deszczu, w sobotę w siodło!
Maszyna wyszykowana, ja ubrany, jazda. Dwupasmówka w mieście, sobota, inwazja mieszkańców ościennych miejscowości celem zakupowo-galeryjnym. Ruch dosyć duży. Filtrowanie korka, kierowcy puszek zdziwieni, niektórzy ustępują, robią miejsce.
Światła, ja pierwszy, 1, 2, 3,... Spokojnie, nie świrujemy.
W tym miejscu trzeba wspomnieć, o czym pomyślałem jak szedłem do garażu- "jeszcze ulice nie wyschły, widać w nocy popadało"). Znowu światła, ja znowu pierwszy, 1,2,3... ochłonięcie, karcę siebie samego.
Ruch zgęstniał, filtrowanie korka, zmiana pasa, przyblokował mnie ktoś, start od zera, za szybko, muśnięcie hamulca (?).
Nagle leżę na prawym pasie. Gleba.
Po pierwsze, gratulacje dla kierowcy puszki przed którego się wyłożyłem. Wy***em się dwa metry przed nim, zdążył zahamować.
Nie pamiętam gdzie leżał motocykl, nie pamiętam jak go podnosiłem.
Jak na złość ułamane obie dźwignie od hamulców. Mi się nic nie stało (bolał mnie nadgarstek na którym wylądowałem i szyja, bo coś naciągnąłem), maszyna obita lekko po jednej stronie, crashpady zadziałały. Wizjer kasku przetarty, tekstylny zestaw bez śladu. Później się okazało że zgubiłem takie metalowe ozdobne gówienko od buta, uj z tym.
Maszyna na bok, adrenalina leje mi się z uszu. Jeszcze byłem taki kozak że zatrzymałem ruch żeby zabrać ułamaną klamkę z jezdni. Zdjąłem kask, staram się uspokoić. Jakaś rodzinka się zatrzymała, pani była strasznie przejęta, trzymała w ręku telefon i chciała po karetkę dzwonić. Z tego co mówiła była pielęgniarką itd... Jej chyba mąż spytał się "co się stało?".
I właśnie to mnie w całej sytuacji najbardziej do tej pory przerażało. Odpowiedziałem mu to, co do tej pory mam w głowie.
"nie wiem."
Miałem jakieś 20 km/h. WYDAJE MI SIĘ, że hamowałem. (musnąłem hamulec). Wystrzeliło mnie jakbym ścisnął klamkę w opór. Analizowałem to tysiące razy w głowie.
1) kiepska opona z przodu
2) wilgoć
3) syfy po zimie nie do końca rozjeżdżone
4) brak umiejętności, doświadczenia
5) euforia po wyposzczeniu przez zimę
Dziwne tez jest to, że cała sytuacja była tak stresująca, że nie pamiętam co się działo 10 sek przed glebą, i minutę po. Nie wiem dokładnie co robiłem, czy kierowałem się w prawo, w lewo, czy faktycznie hamowałem, jak mocno, czy moje hamowanie było reakcją na coś, jeśli tak to na co.
Wnioski.
1) Ubiór zawsze, bezwzględnie. Choćbym miał jechać dosłownie 10 metrów, choćbym miał usiąść na motocykl żeby ustawić lusterka, buty, rękawice, spodnie, kurtka, kask. Choćby było 40 stopni w cieniu, choćbym miał się zesrać w kombinezon, nigdy nie wsiądę na motocykl bez sprzętu.
Na szczęście wtedy byłem ubrany, dlatego nic się nie stało. Zawsze jeździłem ubrany, ale zdarzały się przejażdżki po garażu podziemnym czy wokół domu albo parkingu bez kurtki... To wydarzenie mi uświadomiło że nic nie musi się stać żeby był płacz.
2) Nie filtrować korka na siłę. Niech się ze mnie śmieją.
(na ch.. stoisz, no zmieścisz się! Motór kupiłeś i w korku stoisz huehue xD, no dalej!)Lepiej zostać wyśmianym niż rozjechanym. Do tej pory czułem jakiś debilny obowiązek walczenia o pole position. Teraz mam to w dupie, nie mam ochoty, nie mam pewności że z luzem nie wjadę, leję na to. Co z tego że się zmieszczę. Nie śpieszy mi się.
3) Do jasnej cholery, spokojnie. Myśleć. Analizować. Jak czuję euforię to przed jazdą siadam, zdejmuję kask, liczę do dwudziestu, przypominam sobie glebę.
Nie wiem skąd potrzeba napisania tego. W sumie nic się nie stało, nie otarłem się o śmierć, nic mnie nie bolało, maszyna cała. Ja to mocno przeżyłem, bo nie wiedziałem czemu się wywaliłem. Zdałem sobie sprawę że to nie jest tak jak wszyscy mówią "mało trzeba". Nic nie trzeba, po prostu się dzieje.
Idzie sezon, Wam i sobie życzę chłodnej głowy, i szczęścia. Powodzenia