Re: Wyprawa 2011 Rumunia, tr. transfogarska, Chorwacja i więcej
Nie umiem się odnaleźć ani w domu ani w pracy
Andrzej chyba raczej 3960... ?, ale nie wiem nie sprawdzałem...
Walnęliśmy mały rekord bo 1100 km jednego dnia
Co ciekawe nic mnie po tej wyprawie nie boli...
Chętnie bym wsiadł i jeszcze raz tą samą trasę zrobił a szczególnie Rumunie
Powiem jedno - trasa pociągnięta z pominięciem autostrad to jest to
Przed wyjazdem założyłem praktycznie nową tylną oponę - karwa po powrocie jest łysa
Mamy mnóstwo materiału filmowego oraz zdjęć. Mieliśmy 4 małe kamery a ja dodatkowo dużą i na materiał z tej kamery szczególnie liczę
Obróbka trochę potrwa, ale w końcu opis zrobię
.
Koledzy w pracy - motocykliści nie chcą się do mnie odzywać jak widzą moją roześmiana gębę i jak mowie jak było. Aż są śmieszni w tej "złości" i "zazdrości"...
Cóż mogę powiedzieć, mogli jechać... także muszę poczekać chyba, aby można było z nimi normalnie porozmawiać
Wielkie dzięki dla samochodu z nami jadącego! Przed wjazdem bałem się trochę że się trochę nie ogarniemy z jazdą a tu patrz spoko.
Michale i Agato byliście wielcy. Dawaliście radę chociaż trasa nie była jednak pod Was. Agato kój żołądek piwną ambrozją
.
Agata dzielnie pomagała w "domowych" czynnościach a Michał ma serce na dłoni
. Zawsze był wikt, rajdersi zawsze widzieli siamanko. Po nas posprzątać też wielka sztuka
Było nas 6 osób zgoła odmiennych o innym doświadczeniu życiowym na różnym jego etapie a i temperamenty różne, a jednak nie było żadnych kłótni (mała zje*ka moja Andrzeja to nie kutnia to "profilaktyka" czystych relacji i aby każdy cało wrócił do domu
), żadnych fochów. Aż się dziwie, że się mi z rana nikt nie stawiał za mocno, gdy zarządzałem pobudkę
.
Wszystko robiliśmy wspólnie i
razem .
Zaskoczony jestem sobą, że chodziliśmy zawsze bardzo późno spać (razem z Andrzejem i Agata) a zwykle 2-4 godziny później obudzony wstawałem na równe nogi i już mogłem zapioerda*ać przed siebie jak rączy koń
Generalnie jestem leniwy. Chyba nie chciałem zawieść grupy...
albo adrenalina robiła swoje...
Z godziny na godziny coraz bardziej mi się do Was tęskni i do tego jak było...
Szacun wielki dla osób w grupie, które tylko nieco gorzej dawały rade z motocyklami za ich upór (Andrzej), rozsadek (Przemek) i za to że zawsze dawali radę
. Pisząc "nie co gorzej" niem mam na myśli że jechali słabo, bo jechali bardzo dobrze tylko fakt, że pisząc tak konkretnie to nieźle zapierdalaliśmy i często ze
sweetNoise narzucaliśmy tempo pokonywania zakrętów konkretne.
Generalnie motto wyprawy to :
"Naku*wiamy salto" . Tu teraz może nie brzmi to zabawnie, ale okazało się iż wypowiadając tylko tą frazę odpowiednio często z odpowiednim akcentem można całkiem nieźle się porozumiewać
.
Nie przypominam sobie, aby na całej wyprawie ktoś nas wyprzedził samochodem (pojeba w Rumuni wyprzedzającego na trzeciego nie liczymy
) czy motocyklem a my pewnie możemy liczyć wyprzedzonych w tysiącach także dynamika i sprawność grupy była duża.