Cisu, mój kolega kiedyś zawziął się żeby wstawić szerszy kapeć do gsxf. Nie pamietam dokładnie który to rocznik był ale miał standardowo taką oponę jak w mojej starej cebrze, znaczy 140 na cośtam itd... Udało mu się wstawić wahacz od gsxr-a i finalnie miał tam oponę 180. Czy to wiązało się z jakimiś kłopotami z linia łańcucha to nie wiem dokładnie, zapewne tak. Ale przygody to zaczęły się później. Połączenie przedniej opony 110 i tylnej 180 w gsxf to była krótko mówiąc porażka. Nie jest to motocykl piórkowy i zaczął wykazywac cechę bardzo nieprzyjemną. Mianowicie wbicie go w zakręt przychodziło z trudem, a gdy juz był w złożeniu to od pewnego, dosyć dużego pochylenia ale dalekiego jeszcze od zamknięcia opon (jak to określił) motocykl zaczynał się walić. Kompletnie tracił stabilność co kończyło się urata przyczepności przedniego koła.
Zaliczył przez to szlifa, potem już wiedząc co będzie sie działo z premedytacją próbował wypracować technikę na te zakręty. Ponownie zaliczył szlifa. Na koniec zmienił przednie koło też od GSXR i jakos moto jeździło. Ale już fajnie zakrętów nie brało. No ale przynajmniej nie przewracało się w nich.
Tak więc, dla chcącego nic trudnego i nawet lacza 220 da się wepchać. Tylko pytanie?
Po jaką cholerę?
Gdy jedziesz to i tak jej nie widzisz. Żeby przyszpanować na dzielni?
Komu?
Kolesiom którzy bladego pojęcia o motocyklach nie mają ale z kolegą na Hornecie 300 na obwodnicy jechali?
Dla takich normalnie oblatanych w temacie to jezeli ktoś zatoczy pedzidłem z oponami dajmy na to 110 i 140 na tyle to absolutnie nie będzie żadną ujmą na honorze. Ani jego ani pozostałych.
Frajda z jazdy wynikająca ze zdolności trakcyjnych jest ważniejsza. Zachowanie stanu oryginalnego motocykla z 92 roku który już w zasadzie wpisuje się w klasyki też jest ważniejsze niż jakieś przeróbki.
No i na koniec całość swojej osoby też niebagatelny czynnik w tym wszystkim. Tutaj każdy ci powie że im dłużej jeździ tym bardziej ceni sobie to że jeszcze na tym świecie ma okazję przebywać.
ed. Mam koleżankę, wieką fanke motocykli. Zna się na nich, sama naprawia (czasami tylko co wieksze srubki odkręcić to kogoś poprosi o pomoc), gaźniki na słuch i dotyk ustawia lepiej niż serwisy na komputery
kapitalnie jeździ ( a niech stracę, głąbem w tym nie jestem ale ona jeździ zdecydowanie lepiej niż ja) i chyba powinna urodzić sie facetem. Ma jakiś taki kompleks
czy cóś że kreca ja tylko motocykle z kategorii tej> wieksze.
Aktualnie ma XX-a, czarnego jak smoła i w pełni zasługującego na to żeby nawzać go Backbird. Ona taka wcale niska nie jest, ale drobniutka, cieniutka i delikatna z niej kobietka (osobiście bardzo bym ubolewał gdyby nagle stała sie facetem). Gdy zapytałem kiedyś co będzie robic jak jej ta machina zachwieje się na jakim parkingu to odpowiedziała: będę szybko uciekac
Ale ja nie o tym chciałem w zasadzie. Otóż ja mam cebre z 1987 roku a ona tego swojego Blackirda takiego całkiem nowego. Jak by nie patrzył to jest to ta sama rodzina motocykli Hondy, tyle że różne pokolenia. Miałem okazję jechnąć tym XX-em i powiem że
Ale moja stara cebra na tych węższych oponach gdy jest sie już w złożeniu jest
jak by to powiedzieć: szybsza w reakcji i tak jakby lżejsza od tego XX. W XX ta masę czuje się cały czas po prostu.