Sv650S zdechło przy paśniku.
Witam wszystkich.
Mam problem praktycznie identyczny jak w tym wątku:
viewtopic.php?f=24&t=4823 Wczoraj podjechałem na stację, zatankowałem do pełna, po zapłaceniu przekręciłem kluczyk, wszystko ok, zadzwonił telefon, wyłączyłem zapłon, odebrałem, po zakończeniu rozmowy znowu przekręcam kluczyk... przekręcam po raz drugi, trzeci... Nic. Null. Nada. Zero. Brak prądu. Działa tylko alarm i normalnie miga kierunkami. Możecie sobie wyobrazić jak wiele błogosławieństw rzucałem spod nosa pchając podczas upału w pełnym rynsztunku przez dwa kilometry pod górę zatankowany do pełna motocykl...
W każdym razie sprawdziłem forum, w wątku powyżej okazało się że problemem był bezpiecznik, taka też była moja pierwsza myśl. Po stępieniu jednej pary kluczy i kupieniu kolejnej, lepszej, dobrałem się do komory pod siodełkiem, sprawdziłem wszystkie bezpieczniki ale wydają się być w porządku.
Co dalej? Słaby akumulator raczej nie daje takich objawów? Czyżby była to wina tej słynnej zielonej kostki? Chyba skończy się to w warsztacie, bo nie mam warunków ani narzędzi żeby podnosić bak...
Moto to sv650s '05.