Cześć,
Wczoraj znajomy dał mi się przejechać swoim motocyklem - yamaha R1. Muszę zaznaczyć, że to była moja pierwsza przejażdżka plastikiem, wogóle poza motocyklami na kursie to nie jeździłem niczym innym niż SV (i do tego w wersji Naked)
. Było to w Radomiu na torze, więc mogłem w miarę spokojnie się zapoznać ze sprzętem - wrażenia niesamowite, ale do rzeczy:
Co to za pozycja? Po jednym kółku myślałem że mi kręgosłup się złamie
, strasznie nienaturalna i męcząca. Wiadomo, do wszystkiego człowiek się przyzwyczaja, wszystkiego można się nauczyć.
Dalej: prawidłowe ułożenie tyłka i wogóle wszystkiego, przez prawidłowe mam na myśli (nie wdając się w dyskusję czy trzeba dupe zwieszać czy nie
) takie żeby nie wisieć na kierownicy, tylko swobodnie ją kontrolować. Horror! Nie mogłem się w ogóle tak ustawić, żeby swobodnie pokonać jakiś zakręt, za każdym razem czułem że trzymam się kierownicy. Straszne uczucie :o.
To co w SVce przychodzi (wg. mnie) bardzo łatwo, na tym sprzęcie (stworzonym do sportu) było dla mnie nierealne do wykonania.
Na plus do R1 to praca silnika - generalnie praca gazem - wybaczy wiele (no oczywiście przy odkręcaniu na wysokich obrotach trzeba wiedzieć co się robi), ale mam na myśli płynność. W SVce jak wszyscy pewnie wiecie, trzeba bardzo ostrożnie operować rollgazem, uważać (szczególnie w zakręcie) jak tego gazu się dodaje, i kiedy odejmuje!
Mój wniosek - Suzuki SV650 jest naprawdę łatwym motocyklem. Jedyny punkt który zasługuje na większą uwagę i naukę to operowanie gazem. Pozycja (oczywiście odnoszę się cały czas do Nki) jest mega komfortowa. Okrutnie łatwo wypracować sobie dobrą pozycję do jazdy.
Jak jest na Sce? Na pewno bardziej zbliżona pozycja do sportów, ale siedzenie, bak te same - więc wydaje mi się, że cały czas bardzo łatwo i wygodnie.
Nie ukrywam, że przejażdżka ta była dla mnie wyzwaniem
, chciałbym nauczyć się jeździć na sporcie. Może nie na erłanie, ale jakaś sześćseta - to by było coś.
Oczywiście nie jako zastępstwo do SVły, ale jako maszyna na tor.
Ciekaw jestem waszych opini