Jak zabić nudę i monotonię na wyprawie…?Właściwie wszystko na wyprawie sprowadza się właśnie do tego. Odrywamy się od normalnego życia czy to pełnego pogoni w pracy czy wręcz nudy. Na wyprawie chcemy aby było inaczej, aby coś się działo aby dużo zobaczyć, zwiedzić, poznać, nauczyć albo po prostu dawać w palnik po zakrętach i mieć gdzieś sypiące się ruiny i tłumy przepoconych gapiów na placach…
Czasami jest to sprawdzenie samego siebie, własnych możliwości, umiejętności radzenia sobie w nieznanym środowisku i tym co nam los podrzuci…
Ja staram się to jakoś wypośrodkować i robić na co mam w danej chwil ochotę… oczywiście wcześniej wszystko skrzętnie planując - jakaś dwoistość charakteru się wysuwa…;) Chyba chodzi o to, że wiem ze będą odpały i trzeba z góry wiedzieć jak posprzątać po sobie czyli mieć alternatywy w zanadrzu
.
Mógłbym zrobić tu całe drzewko wariantów na zabijanie nudy, ale nie chce zanudzać…
Jakoś uproszczę…
Podzielę tak z grubsza na amatorstwo i poziom wyższy . Do zawodostwa jeszcze mi daleko, ale mam pewne pomysły w tym kierunku. Wszystko to własne doświadczenia wywołane nagłym zaiskrzeniem między synapsami to znaczy spontan
.
Nudę można zabijać za pomocą innych ale czasami musimy sami się postarać…
Z innymi… Można wejść w interakcje z jadącymi kolegami (np. posprzeczać się), rozszerzyć grono na lokalesów (czym dziwniejsi tym większa zabawa a i nauki z tego płynące), na grupy lokalesów (np. wesele, knajpa, grupa wycieczkowa czy meczet). Dobra zabawa z tłumem jest dobra jak wszyscy się bawią… Często robi się jakoś tak, że to wy się bawicie a tłum jakby mniej (zauważyłem, że ma na to wpływ alkohol i ilośc spożytego miesa..). Punkt kulminacyjny następuje wtedy gdy Wy już się nie bawicie a bawi się tłum… Tutaj nie próbujcie wykorzystywać żadnych sztuk walki… tu liczy się siła mięśni nóg i znajomość topografii terenu niestety już nie gospodarza a wroga.
A często od przyjaciela do wroga granica bardzo cienka szczególnie w krajach arabskich.
Dobra, zabijanie nudy z innymi to za szeroki temat aby tu opisac całą teorie i mają praktykę
. Przejdźmy do sposobów na zabijanie nudy gdy jesteśmy sami…
A kiedy jesteśmy sami…?
W nocy, łazience i na MOTO !.
Łózko i toaletę pomijam bo to sprawy intymne i bardzo zależne od przedrostka jaki się pojawia przed słowem turystyka czyli jaki dział poznawania świata otwieramy (np.: sexturystyka)
. Są to tematy mi obce i do nich nie jest wymagane MOTO, ale pewnie bardzo się przydaje jako wabik…
Czyli zostaje MOTO… czyli w kolejne dni jedziemy długo i namiętnie i obcujemy przez wiele godzin sami ze sobą i otaczającą nas przyrodą .
Te „długo i namiętnie” kończy się najczęściej drugiego dnia wyprawy…
Przemokliśmy, kark piecze, rączki bolą, gorąco, zimno, buzia niedomyta, pupa piecze, albo jej wcale nie czujemy… Czyli coraz mniej nam się chce i jedziemy w kolejne dni coraz bardziej znudzeni, zblazowani a czasami wręcz poirytowani, że daliśmy się w to wciągnąć czyli nasza PASJA pierdolne*a z łoskotem
.
Szybko już skrótowo do rad… Generalnie chodzi o podniesienie adrenaliny. Inne hormony te męskie i te żeńskie tez powinny tarczycę poomiatać
. Gdy się boimy to szybciej oddychamy a tym samym mózg dostaje więcej tlenu i się w nim elektryka budzi do działania !. Pomaga to też na perystaltykę jelit… Ja np.: czasami mam tak, że chciałbym skoczyć na ubocze jak przejdę zakręt pasem trzecim na dwa istniejące…
Wracając do tematu…
-gdy śpimy na moto i nie wiemy co z tym zrobić…
Amatorzy robią tak:
-walka ze strojem przeciwdeszczowym na poboczu
-analiza napisów na znakach na Wegrzech czy w krajach arabskich i kręcenie w koło przez plecaczka mapą jak klepsydrą.
-sweat foty przy tablicach wjazdowych do Państw
-jazda wężykiem
-zjazdy do barów i lukanie sobie naszych maszyn ustawionych w szeregu- tutaj także warto mieć aparat fotograficzny…
-rytmiczne pukanie sobie w zbiornik gdy stoimy w kolejce do odprawy celnej- pokazujemy jacy jesteśmy wyluzowani a i muzykalni
.
-można tez zatrzymać się i robić drobne naprawy „bo cos jest nie tak”. Pasażerka wtedy ma czas pochodzić wkoło, ropuścić włosy, może nawet zrobić siku (z tym ciężko na autostradzie, ale się da bo sam widziałem).
Poziom amator +1 !-Pogłębiamy wężykowanie aż w końcu czymś zawadzimy lub łańcuch zacznie strzelać. Gorzej jak zawadzimy stopą bo jedziemy z ułożeniem stóp jak kaczka a mamy stopę 48… Wtedy „śmichom i żartom nie było końca”
. Sklejamy kierunkowskaz i jedziemy dalej…
- mistrzostwo prostej i pierwszego zakrętu… Walimy na pałę przed siebie ile wlezie. Z racji, że mamy najszybciejszy moto poczuć można smak wygranej czyli 2 w 1… Przez przypadek zapedzilismy się w rejony prędkości w których nigdy nie byliśmy… Spokojnie odpuszczamy manetkę, znowu możemy zacząć oddychać. Patrzymy w lusterko jak daleko odstawiliśmy kolegów- uhu hu, jesteśmy coraz lepsi… Niestety predkość wytraca się wolniej niż myślimy a myślimy, że mamy 110 a mamy 150 i Bóg chciał, że akurat teraz wchodzimy w zakręt (my tego nie chcieliśmy…). Mózg to wtedy mała elektrownia !. Co mówił kolega ?????, nie hamować….!!! Zaciskamy pośladki, zęby, uda a w końcowej fazie najlepiej oczy !!!.
Udałoooo się !!!! Kur*a, UDAŁO- jesteśmy BOGIEM !. Wieczorem do kolacji spokojnie i z jeszcze trzęsącymi się rękoma opowiadamy kolegom jak to na skrzyżowaniu 90 stopni weszliśmy 170… A i zapytujemy gdzie Oni wtedy byli bo ich nie widziałeś w lusterku…
- akrobacje na moto. Moje ulubione… Taki sport poprawia:
-figurę
-mase mieśniwą a mieśnie odpoczywają, rozluźniają się
-można strzelic bączka…
Moje preferowane figury:-jazda na Jezusa … na stojąco z roczapierzonymi na boki łapami. Warto pokumać wcześniej wiatr, szczególnie jak mamy owiewke bo można szybko przejśc do następnego etapu jazdy leząco na bagażu/kufrze…
Od Jezusa przechodzimy do Bociana czyli tak jak Jezus tylko podnosimy jedną nogę czyli mamy tylko jeden punkt styku z moto… Dbamy wyważeniem aby mieć chociaż ten jeden punkt podparcia/styku. Brak punktów styku to znak, że cos poszło nie tak…
.
Dalej…
- stajemy na podnóżkach , przesuwamy całe ciałe do przodu i dynamicznie opuszczamy korpus z głową zaglądając do lampy – widzimy jak nasza lampa peknie świeci…!. Mam owiewkę, ale trochę wprawy i się udaje… Błędem jest robic to w nocy…Niby wszystko jest jak w dzień ale jak już napatrzymy się na zarówkę a potem wrócimy w pozycję standard to dalej widzimy tylko zarówke” wypaloną” w naszym oku … Co się dzieje potem zależy co widzieliśmy na drodze przed spojrzeniem na żarówke i co zapamietaliśmy czyli pośrednio od dotlenienia naszego mózgu a dalej idąc od tego co Wam strzeliło do łba przed żarówką. Dbajmy o dotlenienie mózgu na każdym etapie naszej wyprawy !.
- stoppie i wheelie (dla tych co tylko po rusku=-> koło tył lub przód do góry…)
Nie znam się na tym – zawsze mi szkoda sprzętu było do tego. Szczególnie do wheelie. Stoppie cos tam próbowałem… Błedem jest robić stoppie gdy byliśmy na zakupach i mamy kupe serków dla dzieci w kufrze. Większym jest kupić szklane soki… jeszcze większym jest włozyc tam cenne dokumenty…
A z tej wyprawy…
Na autostardzie nuda.. nie ma się z kim scigać- nikt nie jedzie… Andrzej nie chce się ścigac bo każdy pościg na 5 km to zjazd na tankowanie…
Jesteśmy w Grecji i ten temperament nam się udziela. Andrzej jakoś musiał wcześniej dotlenić mózg bo ma genialnego pomysła. Będziemy krecic film !. Kamera w ruch – AKCJA !. Teren tubylcy przygotowali wyśmienicie – 3 czy 4 pasy autostrady ,na których jeździmy w tą i z powrotem
. Warto czasami zerknąć, nie często ale czasami czy ktoś jednak nie jedzie… bo jak jedzie to trzeba jakoś uzgodnić pasy wyminięcia wzajemnego… coby horror nie wyszedł…
Nudę zabijamy próbami stoppie i wheele. No super !. już wiem po co mam 120 KM w motocyklu !.
Zawsze miejmy kask na głowie !. Inaczej możemy go zapomniec bo sa tak wielkie emocje !.
W czasie przedniej zabawy założyłem kask na głowe ale tak wysoko i tył na przód czyli taki "Obcy" z dwoma głowami. Tylna krawędz kasku jest na naszym czole...
. Pełnię szczęścia osiagamy wtedy gdy robimy wheelie i słabo jeszcze panujac nad tematem przerażeni gwałtownie zamykamy przepustnicę. Koło przednie z łoskotem wali o o sfalt a kask spada na twarz!. Problem tylko w tym iż otwór kasku mamy z tyłu głowy... "Śmiechom i żartom nie było końca..."
.
Zmęczeni z ciągnącymi się łańcuchami po ziemi i trzeszczącymi zębatkami jedziemy dalej bogatsi o nowe wrażenia z bananem na buzi
.
I już nudy NIE MA !
.
Poziom amator +2 !Byłbym zapomniał...
To bardzo ważna pozycja na motocyklu z punktu widzenia motocyklisty podróżnika !
.
Nasza trasa zwykle wiedzie przez piękne zakątki świata a cuda natury otaczają nas to z lewej czy to z prawej strony, ale zwykle z jednej...
Wszystko co opisuję co chciałbym podkreślić to strzęp mojej
własnej wiedzy i praktyk i głównie z tej wyprawy -chyba 100 %. Akurat to olśnienie i doznania z tego płynące miałem 2 lata temu podczas podobnej wyprawy, którą zresztą tu opisywałem. Na tej wyprawie tego nie powtórzyłem
A wiec wyobraźnie w ruch...
Jedziemy..., trasa szybkiego ruchu. Spoko, żadnych zagrożeń na drodze pochodzących od obcych czy naszych kolegów. Z lewej strony (to dość istotne
) za drogą rozciąga się pas pięknej natury... woda, wysepki, nawet dostrzegacie lazur wody a nawet jej zapach !. W domu tak nie macie, chcecie to wszystko zarejestrować, przechować w umyśle jak najdłużej bo nie wiadomo kiedy następnym razem żona Was puści na taką eskapadę z kumplami
. Aby to rejestrować musicie patrzeć na to czyli cały czas głowa odwrócona w lewą stronę... A ile mozna tak z głowa przekręconą w lewa stronę o 90 stopni jechać... Należy temu zaradzić aby pozycja obserwacji była jak najbardziej naturalna !.
Obcykane macie pozycje na Jezusa i bociana to nic prostszego jak przełożyć prawa nogę nad kierownicą z owiewką na lewą stronę motocykla !. To wcale nie jest trudne ani niebezpieczne bo cały czas Wasza lewa stopa jet na podnóżku... Jednak po tej operacji siedzicie tak na 45 stopni jak dźokejka z 19 wieku z Anglii. To nie to
myślicie...
Wspieracie się na rękach/kierownicy i robicie podskok ciała/pupy jak najwięcej do tyłu i już siedzicie jak król na tronie !. Co teraz mamy... W czasie podskoku było małe zatrzepotanie moto, ale prędkość powyżej 130 i moment żyroskopowy kół nie dadzą nam upaść- jesteśmy 100 % bezpieczni !. Jest naprawdę zaj*biście !. Siedzicie pod kątem 90 stopni do kierunku jazdy a frontalnie do obiecanych nam przez kierownika wyprawy widoków
. Wszystko macie jak na dłoni. Zaszły jednak pewne zmiany...
Obie stopy macie jednak już w powietrzu co początkowo wydaje się Wam mega zabawne
. Aby rozluźnić kolegów machacie dynamicznie kończynami jak dziewczynka na huśtawce... Dodatkowo Wasza pupa dokładnie wypełnia szczelinę między bakiem a siedziskiem pasażera- dopasowanie 100 %- nawet pochichotać trochę można ściskając własne tak przyrodzenie...
. Raj powiada Wam, RAJ i chillout, o którym wcześniej Wam się nawet nie śniło !
. Kontrolujecie klamki i manetkę gazu bo na tyle to każdy jest wysportowany
. Jedziecie tak w zachwycie jakiś czas... Widoki się skończyły, trochę Was kręgosłup boli to czas zając normalna pozycję...
W ułamku sekundy uświadamiacie sobie że Wasze stopy nie mają punktu podparcia i nie macie się od czego odepchnąc aby wykonac jakąkolwiek czynnośś powrotu prawej nogi na pozycje pierwotnie ustaloną. OOO kur*a..., lewa najważniejsza teraz tez jest w powietrzu... !. Gdzie popełnilismy bład ???, jak to teraz cofnąć...??? Próbujemy lekko zsunąć się z siedzenia wykonując ruchy robaczkowe posladkami- działa... ale czujemy, że siedzimy skrawkiem pupy i zaraz spadniemy a i tak stopami nic nie natrafiliśmy. Przemiatamy stopami z lewa na prawo- NIC. Oczami wyobrażni przypominamy sobie jak nasze moto wygląda z lewej strony - nosz ku..- tam powinno cos być... ale teraz nie ma... Lewa stopa mocno w lewo. Jest !. Nie wiecie co to bo w butach motocyklowych z cholewkami pod kolana to nic nie wiecie... próba wsparcia się na tym i trach noga sie ześlizguje... Spoko- pamiętajcie jesteście 100 % bezpieczni, moment zyroskopowy o to dba !. Panika jednak o tym nie wie...
. jak może szybka zaparowac na 30 stopniowym żarze...????. Jeszcze jedna próba... to samo !
. Zaczynacie ropaczliwie spogladać na kolegów. Oni na pewno teraz łaczą się z Toba w bólu i coś wymyslą... Może jak na tych filmach co łaczą się 2 samoloty i głowni bohaterzy przechodzą z jednego na drugi pokład... Nie... koledzy podnosza kciuki do góry i chyba im sie to podoba i chyba nie podjada aby nas uratować...
.
Czy przychodzi kiedyś moment rezygnacji... i czy to będzie teraz...???.
Prędkość musicie stale utrzymywac bo tylko ona w tym wypadku ratuje wam życie...
No ale ile można tak jechać... w końcu skończy się paliwo a przed Wami zaczyna się coraz gęstszy ruch i trzeba co i raz coś wyprzedzić inne pojazdy...
Decyzja...
Zmniejszać pomału prędkość naciskając na sprzęgło i hamując ręcznym... Jednocześnie zjazd na pas awaryjny.
Jakoś idzie... predkośc maleje. Poniżej 70 zaczyna kołysać motocyklem... Oby nie na prawo ! ... myslicie... tam skały... W sumie na lewo też nie bo tir !.
Dobra, mocniej po hamulcu !, tir nie tir !. Moto prawie zatrzymuje się a Wy jakos wybijacie się ze szczeliny siedziska i ladujecie stopami na asfalcie.
Uffff, ale akcja...
Pdjeżdźają koledzy i pytają dlaczego zatrzymaliśmy się.... Odpowiadamy, że nam źle pomogli umocować bagaż, przecież widzieli jak trzepało moto !.
Oczywiście napominamy coś o super pozycji widokowej na moto i nakłaniamy aby spróbowali
! a wtedy "smiechom i żartom nie było końca"
....Wieczorem ukratkiem idziecie i nozykiem z rury wydechowej zeskrobujecie spalona gumę Waszego lewego buta ...
Ciesze się że mogłem pomóc...
przerwa na odzew z trybun...