Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest 26 gru 2024, o 10:43



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 99 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5  Następna strona
Bałkany na wypasie (trzody) 2014 
Autor Wiadomość
motocyklista
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 13 mar 2011, o 22:03
Posty: 168
Płeć: kobieta
Moto: BMW F650GS
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
Ustalamy teraz z Łasuchem jedną wersję wydarzeń :P. Także będzie pojedynczo wrzucane :D :mlotek:

_________________
Obrazek


15 lip 2014, o 14:29
Zobacz profil
Mister SVforum 2014
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 11 lip 2010, o 20:17
Posty: 2100
Lokalizacja: Chodzież
Płeć: mężczyzna
Moto: VFR 800X Crossrunner
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
Goti napisał(a):
Ustalamy teraz z Łasuchem jedną wersję wydarzeń :P. Także będzie pojedynczo wrzucane :D :mlotek:

Bez sensu - szkoda... :smutas:

_________________
Byle dalej, byle w przód, absolutnie, absolutnie. Fa fa fa fa fa fa fa fa fa ra fa fa. Fa fa fa fa fa fa fa fa fa ra fa fa....


15 lip 2014, o 15:25
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 18:06
Posty: 646
Płeć: kobieta
Moto: *
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
Od tego momentu podróży Łasooch i Bożena upijali się na umór, więc muszą pisać relację razem, co by sobie wzajemnie luki pouzupełniać :obity:

_________________
A teraz prędko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu!

www.pustamiska.pl - nakarm zwierzaka.


15 lip 2014, o 16:28
Zobacz profil
motorowerzysta
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 17 mar 2013, o 23:03
Posty: 56
Lokalizacja: Józefów/Otwock
Płeć: kobieta
Moto: Nerwus
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
nie robiłam notatek, wszystko mam w głowie

_________________
When I get sad I stop being sad and be awesome instead! True story!


15 lip 2014, o 18:56
Zobacz profil
Mister SVforum 2014
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 11 lip 2010, o 20:17
Posty: 2100
Lokalizacja: Chodzież
Płeć: mężczyzna
Moto: VFR 800X Crossrunner
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
angel-a napisał(a):
nie robiłam notatek, wszystko mam w głowie

No to Sandra dawaj!!! :)

_________________
Byle dalej, byle w przód, absolutnie, absolutnie. Fa fa fa fa fa fa fa fa fa ra fa fa. Fa fa fa fa fa fa fa fa fa ra fa fa....


15 lip 2014, o 19:11
Zobacz profil
Mister Menel
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 09:58
Posty: 1762
Lokalizacja: Opolskie
Płeć: mężczyzna
Moto: Gix 750 k6
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
Kurna ludzie, tak się nie robi !!! Tak nie można !!! Piszcie coś wreszcie !!!

_________________
Chla ktoś coś :D ?

SV 650 S K5 ----> Gsx-R 750 K6


15 lip 2014, o 20:52
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 02:22
Posty: 7755
Lokalizacja: WPR
Płeć: mężczyzna
Moto: TT1050
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
Dzień 3
Okolice Sugag - Leskovac 490km

Obrazek

Tak o 6 rano wyglądała nasza polanka. Gdyby ktoś miał ochotę skorzystać, to mam zapisane koordynaty GPS. Na szczęście w nocy nic nas nie zeżarło, chociaż do dziś nie wiemy co tak hałasowało w lesie poprzedniego wieczora... Może dzikie psy, może jakiś lis... Wojtek i Razor mówią, że podobnie brzmi sarna złapana w sidła. Grunt, że nie przylazł do nas żaden niedźwiedź ;)

Obrazek

Pogoda z rana wyśmienita, jak to na wakacjach - zimno jak cholera i pada deszcz. Mniejszy, większy, czasem prawie przestaje, czasem znowu wali grad, tak dla urozmaicenia :P Stosujemy więc stary patent Romka - prowizoryczne zadaszenie z folii malarskiej. Wystarczy ją rozciągnąć pomiędzy namiotami/motocyklami i pod spodem bez trudu zmieści się kilka osób. Szybkie śniadanie, pakowanie rupieci i w przeciwdeszczówkach ruszamy w górę.

Obrazek

Droga początkowo nie rozpieszcza widokami. Ot zwykły asfalt wijący się wzdłuż koryta rzeki, las po lewej, las po prawej, mgła i deszcz. Czasem dla urozmaicenia krótkie odcinki żwirowo błotne, takie 5-10m długości, gdzie prawdopodobnie woda podmyła asfalt ;)

Obrazek

Obrazek

Nad jeziorkiem Lacul Oasa robimy krótki postój, bo wreszcie coś widać zza drzew i można zrobić jakieś zdjęcia :P

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ciekawe czy / kiedy doczekamy DN67C pokrytej w całości asfaltem. Póki co każdy znajdzie coś dla siebie :P

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tuż przed miejscem, gdzie droga zaczyna się wspinać ostro w górę po zboczu, robimy przymusowy postój - trzeba się ubrać. Termometr u Wojtka pokazuje 8st, wieje wiatr, jest wilgotno...

Obrazek

Widzicie tą górę w chmurach, na lewo i w górę od motocykla? Tak, właśnie tam jedziemy :P Początek wspinaczki zupełnie niewinny. Serpentyny po 180st do przejechania na jedynce, czasem w szczycie zakrętu na asfalcie jest wylany placek z betonu, tak dla podniesienia ciśnienia, gdyby ktoś był senny :P

Obrazek

Czasem jakieś zwalone drzewa się trafią. Ponoć teraz to i tak już luksus, 2 tygodnie wcześniej droga nie była jeszcze całkiem przejezdna po zimie...

Obrazek

Wreszcie wyjeżdżamy ponad linię drzew i zaczyna się zabawa. Winkle łagodniejsze i można wreszcie trochę przycisnąć. Do tego od jakiegoś czasu nie pada już deszcz, a tu nawet wiatr zdążył osuszyć asfalt :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niestety im wyżej, tym widoczność gorsza. Wreszcie spada do zera - wjechaliśmy w regularne chmury.

Obrazek

Obrazek

Tak prezentuje się przełęcz Urdele (2228mnpm) z wnętrza chmury, widoki nie powaliły nas na kolana :P

Obrazek

Na szczęście pogoda w górach jest bardzo zmienna. Minęło kilka minut i chmury zaczęły się rozrzedzać, by w końcu zupełnie odsłonić okoliczne szczyty :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No i tyle dobrego z Transalpiny. Przed nami jeszcze jakieś 130km po Rumunii, w zasadzie drogi tranzytowej, ale na pewno nie nudnej. Widoki wciąż miłe dla oka, ruch na szosach niewielki, asfalt o dziwo bardzo dobry :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tuż przed granicą w mieście Drobeta-Turnu Severin zatrzymujemy się na obiad, żeby wydać wszystkie leje. Cel osiągnięty, znaczy spłukaliśmy się do zera. Co do obiadu natomiast, to chyba wszyscy chcielibyśmy o nim czym prędzej zapomnieć :P

Granicę rumuńsko-serbską pokonujemy poprzez Żelazną Bramę. Przejście graniczne jest zlokalizowane na dość pokaźnej zaporze na Dunaju.

Obrazek

Dojazd od Żelaznych Wrót do Zajecaru był ok. Trochę winkli, średni asfalt, zerowy ruch samochodów i policja, która w ogóle nie jest zainteresowana motocyklistami. Takie tam sielankowe krajobrazy z lekkimi pagórkami i polami obsianymi zbożem po horyzont.

Obrazek

Ale to, co się działo pomiędzy miejscowościami Zajecar i Niś, to jest jakieś mistrzostwo świata. Zakręt na zakręcie, szybkie, wolne, ślepe, z dobrą widocznością, w górę, w dół - ciągle coś się działo. A do tego świeżo wylany, jeszcze ciepły, nowiutki asfalt. Kiedy wreszcie winkle się skończyły, a zaczęła prosta droga, miałem ochotę zawrócić :P

Na wieczór dojechaliśmy do miasta Niś. Celowaliśmy w jakiś camping, ale szybko okazało się, że w okolicy nie ma nic. Do tego w mieście jest jakaś niezła impreza, pewnie z okazji nocy świętojańskiej. Ludzi do jasnej cholery, wszyscy rozbawieni, ogólnie centrum miasta wygląda jak jakiś wielki festyn. Trzeba znaleźć jakiś hostel, zrzucić graty, opłukać się szybko i jak najszybciej dołączyć do tubylców. No i tu zaczynają się schody... Kompletnie nie ma gdzie spać. Hostele albo zapchane i bez wolnych miejsc albo w ogóle zamknięte na głucho. Jeden udało nam się znaleźć - w starej śmierdzącej stęchlizną kamienicy, na 4 piętrze. A motocykle miałyby stać na dole, na ulicy. Okolica taka, że bałbym się tam na noc zostawić stary rower wigry 3, nie mówiąc w ogóle o motocyklach. Szukamy dalej, znowu odbijamy się od drzwi i w końcu pada decyzja, że chyba pora stąd spadać i poszukać spania gdzieś dalej. Nie ma szans na dziki nocleg i finalnie lądujemy jakieś 50km dalej, w miejscowości Leskovac. Wszyscy są już mega zmęczeni i mega :cenzura:, co odbiło się kłótniami w każdej z par. Jedynie Romek jak zwykle w świetnym humorze. Może właśnie dlatego, że jako jedyny nie musiał znosić babskiego marudzenia? :P W Leskovac do wyboru mamy jedynie 2 hotele - pierwszy drogi i nie ma wolnych miejsc, drugi tani i luźny, więc decyzja była prosta ;)

Obrazek

Lądujemy więc w hotelu Gros. W moim prywatnym rankingu - bród, smród i cygańska muzyka. Syf był taki, że higienę osobistą ograniczyłem do mycia rąk po wyjściu z kibla, pod prysznic bałbym się wejść :P

_________________
Triumph Tiger 1050 << bikepics


15 lip 2014, o 22:34
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 22 kwi 2010, o 15:22
Posty: 707
Lokalizacja: Warszawa
Płeć: mężczyzna
Moto: SV 1000 N 2005
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
jak patrze na fotki z trasy w górach to wszystko mi sie przypomina ;)
ech... fajnie...
moze znów właśnie tam pojechać... :)
jakoś macie podobne odczucia co do serwowanych potraw :). W Rumunii specjalisami wielkimi w tej dziedzinie nie są ... :(.
Widze pierdakneli na Transalpinie jeszcze wiecej świeżego asfaltu (dla mnie lepiej ... :) -to wracam ).
Czekam co bedzie dalej...

_________________
Pozdrawiam
Pink
SV 1000 N, 2005 r. srebrna, szybka GIVI, kufer GIVI


15 lip 2014, o 22:47
Zobacz profil
motorowerzysta
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 17 mar 2013, o 23:03
Posty: 56
Lokalizacja: Józefów/Otwock
Płeć: kobieta
Moto: Nerwus
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
"Wszyscy są już mega zmęczeni i mega :cenzura:, co odbiło się kłótniami w każdej z par."

Łasooch, nie w każdej, my się nie pokłóciliśmy wtedy... wyjątkowo :P

_________________
When I get sad I stop being sad and be awesome instead! True story!


16 lip 2014, o 20:16
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 02:22
Posty: 7755
Lokalizacja: WPR
Płeć: mężczyzna
Moto: TT1050
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
A mimo wszystko Razor i tak rano chciał Cię oddać tym dwóm motocyklistom, co jechali do Grecji... :P

_________________
Triumph Tiger 1050 << bikepics


16 lip 2014, o 22:30
Zobacz profil
Pączek
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 12:25
Posty: 704
Lokalizacja: Warszawa/Piastów
Płeć: mężczyzna
Moto: Hanka CRF250r
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
Trasa przez góry budzi wspomnienia... Pięknie tam jest.
Razor jak to jest za drugim razem :P

_________________
RED SV650S K6 > okufrowany GSF 1200 K6 BLACK > była TT 600 S > CRF250R


16 lip 2014, o 22:31
Zobacz profil
erotoman-gawędziarz
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 02:34
Posty: 3871
Lokalizacja: Otwock
Płeć: mężczyzna
Moto: SV 1000N 2004
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
marek napisał(a):
Razor jak to jest za drugim razem :P


Znajomo, ale zimniej i mokrzej :P

_________________
SVNERWUS


17 lip 2014, o 14:42
Zobacz profil
motocyklista
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 13 mar 2011, o 22:03
Posty: 168
Płeć: kobieta
Moto: BMW F650GS
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
Dobra, ponieważ ludziom się podobało i ze względu na to, że mamy z Łasoochem kompletnie różne style pisania, postanowiliśmy zostawić konwencję pierwotną. Dlatego też dzień 2 i 3 Gotisiowy wrzucam :P

Dzień 2 Gotisiowy
Wstaliśmy o 10.00. Późno, bo w nocy zamiast spać, to piliśmy. Było nas czworo do jednej łazienki. I zanim się umyliśmy, to pozostała trójka się mocno niecierpliwiła. Pierwszy zgrzyt – o mycie się rano. Właściwie uzasadniony, bo mogliśmy umyć się wieczorem. No ale kto o tym myślał, jak było wino? Jakoś udało nam się w końcu wyruszyć po śniadaniu i kawie. Kierowaliśmy się na Transalpinę. Jechaliśmy przez serpentyny po drodze bez asfaltu. Tak zwany szuter (droga E1). Było ciężko. Jechaliśmy dosyć wolno. Z Huedin na Albac. Tam nie było dziur, tam były kratery!!!!! :mlotek:

Po drodze wyskoczyły nagle koniki. Dwa koniki. Zatrzymaliśmy się śmiejąc i czekaliśmy na to, co się wydarzy. Koniki biegały po drodze, wskakiwały w krzaki i wyskakiwały. Romek przejechał obok nich pierwszy – odważniak. Pojechaliśmy za nim. Pojechaliśmy do miejscowości Alba Julia, gdzie w Kauflandzie zrobiliśmy zakupy. Okazało się, że nie wzięłam baterii do aparatu, więc postanowiłam w każdym możliwym sklepie szukać. W Kauflandzie nie było, ani w sklepie elektronicznym obok. Pan powiedział, że może mi zamówić. No ale to nie miałoby większego sensu.

Dalej pojechaliśmy w stronę Transalpiny. Właściwie już na nią trochę wjechaliśmy, gdzie zastał nas wieczór. Chcieliśmy spać na dziko, tylko coś nie mogliśmy znaleźć odpowiedniego miejsca. W końcu udało nam się znaleźć polankę nad rzeką. Padało i było zimno. Udało nam się mimo to rozbić namioty. Spaliśmy w namiocie Romka, żeby już ze swoim się nie męczyć. W Kauflandzie kupiliśmy pyszne kurczaki na grilla, które zrobiliśmy w menażce na gazie z dodatkiem pomidorów. Były mega pyszne. Romek zrobił pyszne grzane wino. Jak zrobiło się już mega późno, zaczęły się wydobywać z lasów i krzaków dziwne zwierzęce odgłosy. Chłopaki opowiadali, że to mogę być wilki albo niedźwiedzie, bo tu żyją. Oczywiście piszczałyśmy ze strachu. Po drobnej alkoholizaji wszyscy poszli do swoich namiotów. Ja z Wojtkiem poszliśmy nad rzekę myć zęby. Podczas tej czynności coś zaszeleściło w krzakach i Wojtek zamiast mi świecić to poświecił tam. No ale nic, dalej myłam zęby i twarz. Jak szelest powtórzył się drugi i trzeci raz uciekliśmy oboje do namiotu, w którym Romek uprawiał wieczorna toaletę mokrymi chusteczkami. No niestety, przeszkodziliśmy. Wojtek się rozbudził na tyle, żeby przytaszczyć dla siebie i Romka jeszcze po piwku. Ale już nie dali rady wypić. Pozasypiały chłopaki. A ja wsłuchiwałam się w odgłosy nocy i zastanawiałam się, kiedy przyjdzie Dźwiedź i nas zje :).

Dzień 3 Gotisiowy
Wstaliśmy o 6 rano. Zjedliśmy śniadanie. Gotowaliśmy wodę na kawę w menażkach pod folią malarską, którą rozwinęli chłopaki, bo zaczęło dosyć mocno padać.

Obrazek

O 8.30 wyjechaliśmy. Zakręty 360 stopni to mało powiedziane. Zaczęło robić się coraz zimniej. Jechaliśmy poubierani w ciepłe ciuchy, przeciwdeszczówki i dodatkowe rękawiczki. Mniej więcej wyglądaliśmy jak Romek (i Razor w tle - mistrz drugiego planu :D)

Obrazek

Obrazek

Niektórym pomagały kwiatki we włosach/w kasku. +10 do ciepła, + 100 do lansu :P
Obrazek

Zaczęły się najpiękniejsze widoki ever... (zdjęcia u Łasoocha)

Na termometrze u Wojtka na motocyklu było 6 stopni na szczycie Transalpiny. Widoki - zapierające dech w piersiach. A chłopaki stwierdzili, że to jeszcze nic, że będą podczas naszej wyprawy jeszcze piękniejsze... Na szczycie zatrzymaliśmy się, zrobiliśmy kilka zdjęć i kupiliśmy pamiątki.

Obrazek

No i część żeńska :D

Obrazek

Pojechaliśmy dalej.

Po zjechaniu z Transalpiny dotarliśmy do miejscowości Drobeta, gdzie zatrzymaliśmy się na kupę i na jedzenie. To pierwsze to okazała się być ważna sprawa, bo chyba nikt z nas, okazało się, nie lubi sadzić papierzaków. Jedzenie było okropne. Dostałam kurczaka w panierce ociekającej tłuszczem. Nie zjadłam go. Później jechaliśmy bardzo długo, już do Serbii.

Obrazek


Dojechaliśmy aż do Niś. Bardzo ładne miasteczko. Generalnie okazało się, że jest tam jedna wielka impreza. Przypomniało nam się, że przecież tej nocy świętują Słowianie Noc Kupały. Postanowiliśmy, że zatrzymamy się w mieście. Plan mieliśmy taki, żeby szybko ogarnąć nocleg, wykąpać się i fru na piwo na miasto. Z planów tych nie wyszło nic - tylko frustracja. Nie znaleźliśmy żadnego wolnego noclegu w mieście (szukaliśmy lokali z parkingiem strzeżonym dla moto).

Pełni frustracji postanowiliśmy jechać za miasto w dalszą trasę i tam poszukać jakiegoś motelu. Ściemniało się. Frustracja narastała. Nie było wesoło w ogóle. W końcu nocowaliśmy niedaleko Lascovac w hotelu Gros. Pokłóciły się Łasuchy, pokłóciliśmy się my - ale za to ciepła woda była, co trochę uratowało nastroje. Wojtek z Razorami i Romkiem pili coś tam w naszym pokoju - jak wyszłam spod prysznica dołączyłam się z puszką piwa. Nastroje trochę się polepszyły...

_________________
Obrazek


Ostatnio edytowano 20 lip 2014, o 12:49 przez Goti, łącznie edytowano 1 raz



19 lip 2014, o 11:33
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 02:22
Posty: 7755
Lokalizacja: WPR
Płeć: mężczyzna
Moto: TT1050
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
Dzień 4
Leskovac - Ljubanishta 390km

Rano nastroje były już odrobinę lepsze. Zwklekliśmy się wszyscy na dół do jadłodajni i tym śniadaniem hotel zrehabilitował się w 100%. Takiego żarcia w cenie noclegu to jak żyję, jeszcze nie jadłem, rewelacja :spoko: Morale w grupie wyraźnie wzrosło :P
Na śniadaniu okazało się, że oprócz nas, są tu jeszcze dwaj Polacy, którzy na motocyklach jadą do Grecji - jeden na CBR600, drugi na ZRX1100 ładnie przerobionym na cafe racera. Padła nawet propozycja, że mogliby nas trochę odciążyć i zabrać nasze kłótliwe baby, bo nie mają w swoim duecie nikogo od gotowania. Ale ich było tylko dwóch, nasze kobity trzy, więc tak czy inaczej jeden z nas wciąż musiałby znosić niedolę... Postanowiliśmy dalej cierpieć solidarnie ;)

Przy wymeldowaniu z hotelu ucięliśmy też krótką pogawędką z panią w recepcji. Pytała skąd jedziemy, dokąd, jakie mamy plany... Bardzo niepochlebnie wyrażała się o Chorwatach i ogólnie ostrzegała nas przed tym krajem, bo "tam żyją źli ludzie". Opowiadała o tym, jak Chorwaci przyjeżdżają do Serbii za pracą i jak żyją tu bez problemu, nie nękani przez nikogo. Tymczasem Serb w Chorwacji może liczyć w najlepszym wypadku na obite ryło... Mówiła o swoim dorosłym synu, który uczy w szkole języka angielskiego i który wyjechał na 2 lata do Dubrovnika do pracy. Przez cały ten okres z obawy o bezpieczeństwo ukrywał swoje pochodzenie i porozumiewał się jedynie po angielsku... Na zakończenie tej w sumie smutnej rozmowy, zostaliśmy obdarowani płytami CD z serbską muzyką folkową, żebyśmy mieli czego słuchać w tych dzikich krajach, do których się udajemy :P

Wyjeżdżamy z Serbii ładną, pozawijaną drogą w kierunku Macedonii. Czuję niedosyt po przejechaniu przez ten kraj. Słyszałem od wielu osób, że nie ma tu nic ciekawego do oglądania i że ogólnie nie warto Serbii odwiedzać. A odczucia mam dokładnie odwrotne. Widziałem niewiele, a mimo wszystko krajobrazy zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Ludzie mili, bardzo życzliwi i chętni do pomocy. Do tego bardzo, ale to bardzo dobrze reagują słysząc, że jesteśmy z Polski. W sumie do dziś nie wiem czemu darzą nasz naród taką sympatią. Na pewno chciałbym tu jeszcze kiedyś wrócić i tym razem nie tylko tranzytowo :)

Macedonia wita nas upalną pogodą i autostradą, która wyprowadziłaby z równowagi buddyjskiego mnicha. Nie dość, że asfalt nierówny, to jeszcze wymyślili sobie bramki z opłatami co 10km. Opłata za taki odcinek to 20MKD czyli jakieś 1,30zł. Oczywiście każdy z nas płaci kartą, bo lokalnej waluty nie potrzebowaliśmy. Trzeba się więc zatrzymać, ściągnąć rękawice, wyciągnąć portfel, wklepać pin, poczekać na autoryzację, schować portfel, założyć rękawice i już można ruszać. A nie, przecież czekamy na pozostałe 3 motocykle. Dobra, wszyscy są - ruszamy. Dobrze się człowiek nie napędzi i już kolejne bramki i cały rytuał od początku. Zauważyliśmy, że większość motocyklistów (pewnie lokalesi) zupełnie olewa opłaty i omija szlabany bokiem. I chyba zupełnie im się nie dziwię... ;)

Obrazek

Jak widać, w Macedonii wiedzą co dobre :P Na stacji benzynowej można kupić 3-cylindrowego Tigera :P

Przejeżdżamy przez Skopje. Specjalnie wpakowaliśmy się w samo centrum, zamiast objechać miasto obwodnicą. Tak na wszelki wypadek, gdyby okazało się ładne i warte zwiedzania na pieszo. Ale jakoś to co zobaczyliśmy z siodła zupełnie nas nie zachęciło, więc czym prędzej ruszyliśmy w kierunku parku narodowego Mavrovo.

Obrazek

Wreszcie kończy się ta nudna autostrada i wjeżdżamy na wąską, krętą górską drogę. Po prawej góry, po lewej w dole jezioro, widoki kapitalne i do tego miły chłodek od wody. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że jak tylko znajdziemy dogodne miejsce, to robimy postój na obiad.

Obrazek

Pierwszy możliwy skręt w lewo, przez tamę, znowu w lewo w jakąś zarośniętą dróżkę i lądujemy na polanie nad samą wodą :)

Obrazek

Obrazek

W ruch idą kuchenki i menażki, dziewczyny coś kroją, mieszają, gotują... W efekcie każdy dostaje furę żarcia i to naprawdę smacznego :)

Obrazek

Na tej samej polanie znajdujemy też obozowisko Czechów, wszyscy na turystycznych endurakach - transap, supertenere, bmw adv. Po krótkiej pogawędce okazuje się, że siedzą tu już trzeci dzień, bo... nawaliło BMW jednego z nich - padł wał kardana. Obecnie czekają na części i jak tylko złożą padlinę do kupy, to ruszają dalej. Szczęście w nieszczęściu, że motocykl padł im chociaż w ładnym miejscu :P Żegnamy się i jedziemy dalej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Do miejsca planowanego noclegu zostało nam już tylko ze 130-150km, ale za to jaką drogą :D Wąski, ale równiutki asfalt, zakręt na zakręcie i cały czas albo w lesie, albo zboczem góry, albo wzdłuż jakiegoś jeziorka. Traska zdecydowanie warta polecenia :D

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wreszcie koło 21 dojeżdżamy do miejscowości Ohrid nad jeziorem, gdzie planowaliśmy nocleg. Typowo turystyczny kurort, mijamy kilka tablic kierujących na campingi nad wodą, ale ja uparcie prowadzę dalej. Naszym celem jest Ljubanishta, a nie żadna Ohryda :P Ludzie już trochę wkurzeni, bo znowu jest już późno i nie mamy noclegu, ale na razie grzecznie jadą za mną.

Obrazek

Wreszcie dojeżdżamy do Ljubanishty i nawet znajdujemy drogowskaz na camping, do którego uparcie prowadzę. Droga wije się pomiędzy jakimiś ogródkami działkowymi, ale wreszcie znajdujemy i bramę wjazdową na camping. Uff, udało się! Ten jeden raz bez przygód, po prostu się udało. Wychodzi nawet do nas facet, który pilnuje tego przybytku i nagle czar pryska. Camping owszem, jest, ale jeszcze zamknięty :mrgreen: Otwierają dopiero 1 lipca. I nie ma takiej opcji, by przed 1 lipca wpuścił nas za bramę :mrgreen: W tym momencie myślałem, że towarzysze podróży mnie zabiją :D
Trzeba wdrożyć plan B. Wiedziałem, że tuż obok jest jeszcze dzika plaża, na której podobno można się też przekimać. Pan ochroniarz potwierdził te informacje i nawet wytłumaczył nam, jak się na nią najłatwiej dostać. Nawrotka, 1km prosto, skręt w prawo, 0,5km polną drogą przez las i kałuże i oto jesteśmy na miejscu :)

Obrazek

Obrazek

Dzika plaża, to tak naprawdę spory kawałek łąki nad samą wodą, pomiędzy jednym lasem a drugim. Miejsce absolutnie magiczne. Z jednej strony góry, z drugiej jezioro ze światełkami gdzieś w oddali na albańskim brzegu, a nad trawą unoszą się całe chmary świetlików. Oczywiście do tego bezchmurne niebo i gwiaździsta noc. Dziewczyny wniebowzięte :)

Obrazek

A po chwili okazuje się, że tego wieczoru nie jesteśmy tam nawet jedyni. Ucinamy sobie pogawędkę z sąsiadami i dowiadujemy się, że to macedońscy paralotniarze. Tuż nad nami faktycznie górują szczyty i następnego dnia chłopaki zamierzają z nich latać. Oczywiście nie mają nic przeciwko temu, że rozbiliśmy się niedaleko. Podobno wiele, wiele osób obozuje tu na dziko i jeszcze nigdy nikt nie miał z tego tytułu kłopotów.

Obrazek

Rozpalamy ognisko na plaży, nad samą wodą i świętujemy urodziny Romka, bo właśnie się przyznał, że dziś kończy 29 lat :) Ze względu na wybitną okazję, nasza kolacja również ma bogatsze menu niż zwykle - oprócz piwa i kiełbasy z ogniska, mamy również sałatkę ziemniaczaną (lays solone), ciasteczka (to już szczyt rozpusty) i domową rakiję, którą chłopaki zdobyli w sklepie nad plażą :) Biesiadujemy tak sobie do późnej nocy, śmiejąc się z dotychczasowych przygód i zastanawiając, co spotka nas w następnych dniach. A już jutro wjeżdżamy do Albanii...

_________________
Triumph Tiger 1050 << bikepics


19 lip 2014, o 21:37
Zobacz profil
motocyklista
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 13 mar 2011, o 22:03
Posty: 168
Płeć: kobieta
Moto: BMW F650GS
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
Dzień 4 Gotisiowe zapiski

Rano pozbieraliśmy się z łóżek, zeszliśmy na śniadanie (było w cenie noclegu) i kawę. Okazało się, że w hotelu nocowało dwóch Polaków wybierających się do Grecji. Do tego jeszcze chętni byli, żeby zabrać żeńską część "Drużyny Pierścienia", która to część gdyby się zmieściła, to chętnie by pojechała... :D. Ich było dwóch, nas było trzy. Poza tym pozbawilibyśmy naszych chłopów szczęśliwej liczby i zamiast Siedmiu Wspaniałych, zostałoby Czterech Smutnych. Tak więc postanowiłyśmy z nimi jednak zostać. :mlotek:


Spakowaliśmy się i fru w kierunku Macedonii.

Obrazek


Zwróciliśmy uwagę na fakt, że w Serbii są bardzo ładne dziewczyny. Romek był s Siódmym Niebie. Inni pewnie też, ale z uwagi na fakt, że byłyśmy blisko - nie przyznawali się do tego głośno :D :P Generalnie Serbia zrobiła na nas bardzo pozytywne wrażenie. Piękne widoki i na prawdę przesympatyczni ludzie. Zupełnie inaczej niż się słyszy z opowiadań innych ludzi...

Wjechaliśmy do Macedonii. Na dzień dobry na stacji paliw spotkaliśmy Quasimodo - najbrzydszego faceta na świecie. Zauważyła go Sylwia. Siedział sobie w najlepsze w samochodzie - jakby nigdy nic. Dobra - jeden taki to jeszcze nie koniec świata. Tylko, że ich było dwóch. Do tego z następnego wytoczył się kolejny, który swoją posturą chciał za wszelką cenę zminimalizować energię potencjalną - chyba ze 200 kg żywej wagi. No nic, pogodziłyśmy się z myślą, ze nie będzie na kim zawiesić oka. Jeśli chodzi o kobiety, to chyba raczej też chłopaki nie za bardzo byli zadowoleni. Zdecydowanie Serbki wygrywały z Macedonkami.

Dojechaliśmy nad jezioro. Cudowne widoki i bardzo dobra i przyjazna atmosfera. Postanowiliśmy zatrzymać się na obiad nad samą wodą.

Obrazek

Jedliśmy pyszności oczywiście przygotowane przez żeńską część drużyny. Ale chłopacy dzielnie nam pomagali - np. myciem brudnych naczyń.

Obrazek

Obrazek

Tak piękny i romantyczny klimat miał dosyć duży wpływ na zachowania co poniektórych drużynowych chłopaków. Okazuje się, że nasz Romek Wąsaty Meksykanin stanął przed Razorem Tuhaj Bejem Albańskim Pasterzem z kwiatami!!!! :omg: Co to się dzieje? :D :kerm: :mlotek:

Obrazek

Tak sobie siedząc, zapytałam naszego Kapitana Wikinga Łasoocha i Razora czy znają historię Macedonii. Zapytałam nie bez powodu, podczas wyprawy często wieczorami opowiadali jakieś ciekawostki z kraju w którym się aktualnie znajdowaliśmy. Nasz Kapitan i tym razem mnie nie zawiódł. Opowiadał o tym, jak to Macedonią rządzi król Macedon I, który jest kurduplem i mieszka w zamku, który widać znad jeziora... :mlotek:

Obrazek

Po wyśmienitym jedzonku i małej popitce ruszyliśmy w dalszą drogę. Macedonia okazała się być uroczym krajem (oprócz tych Quasimodo widzianych na stacji - oni rzeczywiście potrafili przyćmić każdy, nawet najpiękniejszy widok. Szkoda, że nie zrobiliśmy im zdjęcia... :P). W końcu dojechaliśmy do Ohrid nad jeziorem.

Obrazek

Obrazek

Macedonia obsikana - moja.

Dojeżdżamy do Ljubanishty, gdzie szukamy kempingu. Kemping był, ale zamknięty, tak więc pozostało nam spanie na dziko na plaży. Zaraz gdy ją zobaczyłam, byłam w niebo wzięta. Woda... piasek... zielona łąka... drzewa... gwiazdy... i? I pełno świetlików!!!!! Pełen romantyzm!!!! :omg: Pierwsze co zrobiłyśmy z Sylwią, to poszłyśmy je złapać :D. Były piękne. Wszystko wydawało się bardzo bajkowe.


Romek miał urodziny, wiec pojechali z Razorem i Wojtkiem po alkohol i po zakupy jedzeniowe na ognisko. Stwierdziliśmy, ze zrobimy noc Kupały dzisiaj wraz z urodzinami naszego drużynowego Meksykanina, czyli noc później. W tym czasie reszta ogarniała obóz. Pierwszy raz rozkładałam namiot, który kupiliśmy tuż przed wyjazdem. Nie poradziłam sobie. :mlotek: Ale z odsieczą przybył Kapitan Rycerz Łasuch, dzięki któremu mieliśmy gdzie spać. :mlotek:

Obrazek

Rozpalilismy ognisko, piliśmy piwko i inne jakieś tam trunki i piekliśmy kiełbaski. Rozmawialiśmy o dupie marynie i było sielankowo. Tak zakończył się kolejny dzień podrózy. W Macedonii, która włada Macedon I....

_________________
Obrazek


20 lip 2014, o 13:36
Zobacz profil
platynowy down
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 lut 2010, o 14:53
Posty: 453
Lokalizacja: Warszawa -LLB
Płeć: mężczyzna
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
Żeby nie było, że to jakieś lipne urodziny, dodam że w menu gościły takie pozycje jak:

- sałatka ziemniaczana
- ciasto dwuwarstwowe z eurokremem
- tort z rodzynkami
- 3 rodzaje mięsiwa
- zakąski
- świeże warzywa

Impreza odbyła się na nabrzeżu krystalicznie czystego, górskiego jeziora. Klimat budowało zarówno klasyczne-centralne, jak i nowoczesne punktowe oświetlenie. Zacni goście z różnych zakątków świata bawili się wyśmienicie w akompaniamencie fal, wspomagając się na przemian, jednym z 4 rodzajów wybitnych bałkańskich alkoholi. Po uroczystościach, na gości czekały ciepłe miejsca noclegowe.


22 lip 2014, o 20:39
Zobacz profil WWW
motorowerzysta
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 17 mar 2013, o 23:03
Posty: 56
Lokalizacja: Józefów/Otwock
Płeć: kobieta
Moto: Nerwus
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
:hahaha: "ciepłe miejsca noclegowe" :hahaha:

_________________
When I get sad I stop being sad and be awesome instead! True story!


22 lip 2014, o 21:02
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 22 kwi 2010, o 15:22
Posty: 707
Lokalizacja: Warszawa
Płeć: mężczyzna
Moto: SV 1000 N 2005
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
hej...
kilka pytań wyprzedzających... podsumowanie ;)
Zaczynam planowac wyprawę na wrzesien i zaczyna mi się trasa w dużej mierze zachodzić z Waszą (naprawdę przypadek, logiczne następstwa, nie chce papugować, ale z dobrych przykładów trzeba korzystać ;)).
Tez Czarnogóra, Albania, patrzę na Rumunie coby transalpię i transfogarska jeszcze raz zrobić (tylko ja z potencjalnego składu tamtędy jechałem), powrót wybrzeżem Chorwacji.
1) Ile dni trwała Wasza wyprawa ?
2) ile km przejechaliście ?
3) ile dni spaliscie pod namiotem a ile w motelach/hostelach ?
4) Czy mieliście dni bez jazdy czyli spontan w wodzie ? :).
5) Mniej wiecej koszt na osobę jaki Wam wyszedł : paliwo na 1 moto + wszelakie koszty na wyprawie/osobę ?. Wiem to najtrudniejsze pytane i mocno zależne... (ale chwytam Wasz styl/wymagania podobne do mojego to się odnajdę ;) ).
6) Czego byście nie powtórzyli, odradzacie a co mega Wam sie podobało ?
;)

_________________
Pozdrawiam
Pink
SV 1000 N, 2005 r. srebrna, szybka GIVI, kufer GIVI


24 lip 2014, o 00:10
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 02:22
Posty: 7755
Lokalizacja: WPR
Płeć: mężczyzna
Moto: TT1050
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
Poszło na PW, żeby tu nie robić spoilera :P

_________________
Triumph Tiger 1050 << bikepics


24 lip 2014, o 17:05
Zobacz profil
SV Rider
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2010, o 02:22
Posty: 7755
Lokalizacja: WPR
Płeć: mężczyzna
Moto: TT1050
Post Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
Dzień 5
Ljubanishta - Kruje 180km

Noc zdecydowanie należała do tych zimnych. Ale czego można było się spodziewać, rozbijając namioty nad samiuteńkim brzegiem jeziora? Na szczęście słońce ładnie nas dogrzało nad ranem, a gdy tylko wystawiliśmy łby z namiotów, przywitał nas taki widok:

Obrazek

Obrazek

Tym razem nikomu się nie spieszyło, by zwijać majdan i jechać dalej :P Woda krystalicznie czysta, więc nie było się nawet nad czym zastanawiać, trzeba dać nura do jeziora!

Obrazek

Obrazek

Podczas pakowania, naszą uwagę przykuły dwa znaleziska. Pierwsze z nich to ważka, która wybrała sobie przedsionek naszego namiotu jako miejsce do zrzucenia przyciasnego pancerzyka:

Obrazek

Drugie odkrycie jeszcze bardziej egzotyczne - jakim cudem one przetrwały poprzedni wieczór? :omg:

Obrazek

Jeszcze tylko śniadanie, ogarnięcie chlewu i możemy się zbierać... A nad nami zaczynają właśnie latać poznani wczoraj paralotniarze :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

ObrazekObrazek

Ostatnia kawa w Macedonii i jakieś 5km od miejsca noclegu przejeżdżamy przez granicę Albanii! Przejścia granicznego nie pozwolili sfotografować, więc widok jeziora musi wystarczyć ;)

Obrazek

Obrazek

Pierwsze kilometry pokonujemy szutrostradą wzdłuż brzegu. Przy próbie zatankowania w pierwszym lepszym miasteczku od razu poznajemy też kilka fundamentalnych zasad panujących w tej okolicy :D
1) Pierwszeństwo ma ten, kto jest bardziej zdesperowany by jechać. Rozmiar pojazdu nie ma tu żadnego znaczenia.
2) Zakaz wjazdu lub ulica jednokierunkowa to znaki stojące tylko dla ozdoby.
3) Bankomat? Hahahahaha!
4) Płatność kartą na stacji benzynowej? Hahahahaha!
5) Euro za benzynę będzie ok, co prawda po bandyckim kursie, ale chociaż zatankowaliśmy ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jakość drogi powalająca :D Od starego, ale w miarę równego asfaltu przez ubity równy szuter, aż do dziur takich, że dobijało kolejno przednie zawieszenie, kolektory wydechowe i tylne zawieszenie. Tempo podróży - 30km/h :D Do tego upał jak jasna cholera i kurz od innych pojazdów :D Na szczęście po kilkudziesięciu kilometrach zaczyna się normalny asfalt, przyczepny, równy, z masą zakrętów i miłymi dla oka widokami :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W Qukes udaje nam się wreszcie znaleźć bankomat i wyciągnąć ze ściany miejscową walutę. Niektórzy coś tam marudzili, że jakieś szemrane towarzystwo interesowało się naszymi motocyklami, że jakaś baba z pieluchą ich zaczepiała, że mafia, że złodzieje... Przesadzają ;) Faktycznie jakiś Albańczyk nas zaczepiał, ale raczej celem podrywu i do dziś nie wiem czy leciał na Bożenkę czy na Romka ;)
Następny przystanek to Elbasan, gdzie zostaliśmy na popas. Razor wypatrzył jakąś knajpę przy drodze i był to strzał w dziesiątkę. Fura żarcia nie do przejedzenia, grillowane mięcho, jakieś ich lokalne zapiekanki z sera, napoje, jakieś piwka, sałatki i za wszystko wychodzi rachunek poniżej 20zł na łeb. Pod względem kulinarnym jak na razie Albania prowadzi wśród przejechanych państw :D

Obrazek

Naszym dzisiejszym celem jest miasto Kruje, ale żeby się tam dostać, wpierw trzeba przeprawić się przez Tiranę. Raczej nikt z nas nie jest fanem pchania się do centrum miasta, ale w tym wypadku nie było innego wyjścia. I jak normalnie narzekam na takie przymusowe przejazdy przez zatłoczone centra, tak tym razem płakałem ze śmiechu. No co tam się dzieje, to ciężko słowami opisać. Sygnalizacja świetlna podobnie jak znaki pierwszeństwa lub zakazu mają jedynie charakter delikatnych sugestii. A czy ktoś się do nich stosuje czy nie, to już jego wybór. Lokalesi się nie stosują, więc i my przestaliśmy ;) Skrzyżowanie to doskonałe miejsce by pogadać z kumplem. Jedziesz sobie samochodem, skręcasz w lewo, a tu z przeciwka jedzie drugim samochodem Twój koleszka. Siema Achmet, co tam u Ciebie? A witaj Mohammed, bardzo dobrze, dziękuję. I stoją tak dwa jełopy na środku, gadając i blokując cały ruch :D Piesi walą w poprzek 3-pasmowej drogi jak świnie prze pole rdestu, wprost pod koła i to całymi grupami, żeby trudniej było ominąć. Na środku ronda potrafią się rozłożyć na leżakach i opalać z dzieciakami. Z podporządkowanej dojeżdża samochód, kierowca mnie widzi, ja widzę jego, więc na luzie wyjeżdża przede mnie. W końcu go widzę, więc jest bezpiecznie, nie? Jadąc po rondzie można, a wręcz trzeba się spodziewać, że tuż przed koło wpakuje się autobus albo ciężarówka, bo przecież taki kolos nie zwraca uwagi na motocykle. Nie przeszkadza to jednak, by na tym samym rondzie po zewnętrznej wyprzedzała 3-kołowa dostawcza samoróbka z silnikiem diesla :D Widok kierowcy skutera wiozącego 3-osobową rodzinę, jadącego 80km/h i piszącego jedoczenie sms'a był już tylko wisienką na torcie.

Obrazek
(Zdjęcie nie nasze, ale dobrze obrazuje klimat miasta :D)

Po wyjeździe ze stolicy, kierujemy się już na Fushe-Kruje. Przy okazji mamy okazję zobaczyć albańską policję w akcji. Prawym pasem 2-pasmowej drogi pocina z prędkością światła stary mercedes, będzie z 80km/h. Policjant wychodzi na prawy pas, machając lizakiem i zachęcając kierowcę do zjechania na pobocze. Niestety kierowca nie ulega perswazji, omija policjanta lewym pasem i jedzie dalej. Policjant równie nieprzejęty tym faktem wraca do radiowozu. Zero spiny, wszyscy zadowoleni ;) Czy u nas też nie mogłoby tak być? :P

Obrazek

Oto Kruje. Dosyć małe miasteczko, położone na zboczu góry. Ilością stromych podjazdów, nawrotek i zakrętów mogłoby zawstydzić niejedną alpejską przełęcz :P A główną (żeby nie powiedzieć jedyną) atrakcją owego miasta jest właśnie górujący nad nim zamek.

Do Kruje dojechaliśmy dosyć późno, koło 19 - dystans 180km. To tak odnośnie możliwego tempa w Albanii... Zajechaliśmy pod sam zamek i niechcący zaparkowaliśmy na czyimś prywatnym podwórku. Zaraz wyszedł do nas właściciel - może 20 letni chłopak. Ale zamiast wygonić, chętnie z nami porozmawiał. Szybko dowiedzieliśmy się, że w okolicy nie ma campingów. Jedyne, gdzie można się przekimać, to hotel Panorama i to właśnie tam radziłby się udać. Hotele to coś czego chcieliśmy unikać, więc może by przekimać się na dziko? Niby moglibyśmy jechać w góry, powyżej miasta i tam spać w namiocie, ale nie jest to najlepszy pomysł... Tam się kręcą źli ludzie i raczej spotkają nas kłopoty. Może nas nie zabiją, ale solidny :cenzura: i rabunek to niemal jak w banku :D No chłopak ze trzy razy nam powtarzał, że on to tam jeszcze się czasem zapuszcza z kolegami, ale on jest tutejszy, więc ma łatwiej, a nas nie chciałby mieć na sumieniu. I to "może was nie zabiją" też było takie bez większego przekonania i z kwaśną miną :P Nie mając zbyt wielkiego wyboru, wylądowaliśmy w hotelu Panorama z takim widokiem z pokoju:

Obrazek

Obrazek

Motocykle też miały widok na zamek, a co ;)

Obrazek

Jak na hotel tej klasy, to nawet nie zdarli z nas jakoś strasznie - 20€/os. Ale w cenie naprawdę luksusowe pokoje z klimą, oczywiście śniadanie i co najważniejsze - pranie. Otóż ze 3 dni temu w naszym kufrze pękła puszka z piwem. I to oczywiście nie w tym kufrze, gdzie był gumowy materac, jedzenie czy inne "odporne" rzeczy. Piwo wsiąkło nam praktycznie we wszystkie ubrania, które teraz nie dość że śmierdziały, to jeszcze się lepiły :P Jaka była nasza radość, gdy obsługa hotelu zaoferowała, że upiorą nasze brudne ciuchy, a na rano będziemy mieć czyste, pachnące i uprasowane :D Nie pozostało już nic, jak tylko wieczorem udać się na zamek, znaleźć knajpę, nażreć się jak świnia, opić lokalnym piwem i za wszystko znowu zapłacić jakieś grosze ;)

_________________
Triumph Tiger 1050 << bikepics


30 lip 2014, o 22:36
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 99 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5  Następna strona

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by STSoftware.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL