Sylwia zdjecia są pikne!!! Urokliwe krajobrazy to tylko połowa sukcesu a druga to idealne ich uchwycenie nie mogę się napaczeć... I bardzo fajny opis Łasucha
Romek na ognichu mogłeś nam to śpiewać...a nie "świnio, świnio zgolę wąsa"
Co do tego śpiewaka, który wyje na filmiku... Jakoś po pijaku (a jakżeby inaczej) doszliśmy do wniosku, że to św. Mikołaj, utknął w kominie, i woła pomocy ale nikt go nie rozumie
_________________ A teraz prędko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu!
Świetnie się czyta! Świetna wyprawa tylko pozadzrościć!
31 lip 2014, o 17:25
Goti
motocyklista
Dołączył(a): 13 mar 2011, o 22:03 Posty: 168
Płeć: kobieta
Moto: BMW F650GS
Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
Gotisiowe trzy grosze do dnia 5
Jak już Łasooch wspominał, dzień przywitaliśmy (dla odmiany) niespiesznie. Co poniektórzy wzięli poranną kąpiel w jeziorze, inni tylko umyli zęby zadawalając się higieną chusteczkową. Zjedliśmy niespieszne śniadanko i rozkoszowaliśmy się ostatnimi chwilami w Macedonii.
Łasoochy znalazły ważkę, która dopiero co wyszła ze swojego kokonu. Uratowaliśmy ją przed niechybnym zjedzeniem przez Tuhaj Beja
Aż w końcu nadszedł moment pakowania...
Jeszcze tylko kilka pamiątkowych zdjęć Pięknego Starego Romana (tym razem bez kwiatka)...
Uroczych par... (Pragnę zwrócić uwagę na to, co dzieje się w tle )
I jeszcze nasza Denerys (musiałam wrzucić to zdjęcie, bo Sylwia wyszła tu MEGA)
Po drodze jeszcze trzeba było wstąpić do sklepu oddać butelki i naciągnąć Romka na kawę
No i już mykamy do Albanii. Po przekroczeniu granicy kawał drogi przejechałam słuchając "Pie...a Albania!!! Więcej tu nie przyjadę!!! Nie chcę tu jechać!!! Kur.. a!!!" A to za sprawą wspaniałej, szutrowej drogi z kraterami, która nas przywitała .
Dojeżdżamy do Quakes, gdzie w końcu znaleźliśmy bankomat. Że wzbudzaliśmy nadmierne zainteresowanie miejscowych Albańczyków, postanowiliśmy, ze część pójdzie po pieniądze, a część będzie pilnowało motocykli. U tej części od bankomatu było spokojnie, ale u pozostałych... do końca nie wiem co tam się działo, ale wynik jest taki, że jak wróciliśmy, część drużyny chciała wyjeżdżać z Albanii albo dalej, albo wracać do Macedonii....
W końcu wyjechaliśmy z miasta, po to aby dostać się do miasta następnego. Była to Tirana. Bardzo żałuję, że nikt nie nagrał filmiku, bo to co się tam działo... Tego nie da się ani opisać ani opowiedzieć - to trzeba zobaczyć!!! Hitem był koleś na skuterku z kaskiem w jednej ręce i piszącego smsa drugą Chłopaki szybko dostosowali swój styl jazdy do panujących obecnie zasad (np. przejeżdżając na skrzyżowaniu na czerwonym świetle - nie Romek? ).
Dojeżdżamy do Kruje. Cel? Znaleźć nocleg. Szukając owego noclegu zajechaliśmy na jakieś podwórko. Tam wyszedł do nas chłopak i zaczął opowiadać o Albanii. Oprócz tego, co opisywał Łasooch, czyli że odradza nocleg w górach na dziko, opowiadał trochę o zamku, ze to zamek bohatera, który bronił na nim miasta przed Turkami. Jak rozłożylismy mapę, to doradzał nam także gdzie jechać, gdzie ładnie itd. Dziewczyny trochę zmieniły zdanie o Albańczykach . Koniec końców wylądowaliśmy w najlepszym hotelu w mieście (i wcale nie takim drogim), w którym zrobili nam nawet pranie . Widoki z hotelu? Były Meeega!!!!
Powoli zaczynało się ściemniać...
Po umyciu się i wyszykowaniu postanowiliśmy iść coś zjeść i napić się na miasto. Poszliśmy do restauracji na zamku, gdzie zostaliśmy ugoszczeni dwiema wielkimi michami. Jedna miała w sobie jagnięcinę z pieca opalanego węglem z ziemniakami a druga kurczaka z ryżem (chyba na mleku). Do tego piwo. I to za naprawdę grosze... Mieliśmy widok na pięknie oświetlone miasto... Było sielsko anielsko... i były kooooty też
Wstałem o 8 rano. O dziwo wyspany i szczerze zdziwiony, że nad ranem nikt nie darł się z minaretu. I w tym momencie Sylwia wybucha śmiechem Okazuje się, że jednak mułła śpiewał o 5 rano, ja się obudziłem, skląłem go na czym świat stoi i dalej poszedłem spać No cóż - nie pierwszy to i nie ostatni raz... Szybkie śniadanie w hotelu i ruszamy w miasto. Generalnie plan jest taki, by obejrzeć raz jeszcze zamek, tym razem za dnia. Niestety, aby tam dotrzeć, trzeba się wpierw przedrzeć przez targowisko z pamiątkami.
Poprzedniego wieczora w sumie też odwiedziliśmy jedną taką budę z pamiątkami. Nic nie kupiliśmy, a do tego jeszcze sprzedawca dał nam butelkę koniaku. Normalny 0,5l koniak, ot tak - w prezencie. Co prawda kosztował u niego aż 2€ i smakował przepaskudnie, ale uznaliśmy to za miły gest. A guzik tam, a nie miły gest - to była zaplanowana strategia. Wśród nas są przecież 3 kobiety. Na targowisku są dziesiątki sprzedawców oferujących +/- ten sam asortyment, ale którą budę dziewczyny wybrały, by obłowić się w przeróżne bibeloty, na czele z biżuterią "wykonaną w technice filigranu, bla bla bla cośtam, bla bla, starożytna technika, bla bla..." Tak, Albańczyk poprzedniego dnia zdecydowanie dobrze zainwestował te 2€
Szczęśliwe trzy wiedźmy
Dotarliśmy wreszcie i na zamek. Szczerze mówiąc, zewnątrz i z daleka robił na mnie większe wrażenie Krótka runda po dziedzińcu, parę zdjęć ruin i lokalnej fauny:
i wracamy po motocykle. Przed nami raczej krótka trasa, bo planujemy dziś dotrzeć jedynie na półwysep Rodonit. Znalazłem informację, że jest tam opuszczona baza wojskowa, jakieś ruiny zamku i do tego zerowe zaludnienie, więc przy odrobinie szczęścia może uda się tam zrobić dziki nocleg na plaży. No i jak najbardziej przyda nam się parę godzin lenistwa nad wodą Spotkany wczoraj na parkingu chłopak mówił nam, że z Kruje do na półwysep jedzie się niecałą godzinę. Automapa co prawda miała na ten temat inne zdanie, ale dystans wydawał się zgodny z czasem - ledwie 50 czy 60km. Więc ostatnie spojrzenie na ruiny w drogę
Mamy raczej mało paliwa i prawie wcale prowiantu, ale po drodze na pewno znajdzie się jakiś sklep i stacja benzynowa, będziemy w końcu przejeżdżać przez kilka większych miasteczek. Kilkanaście kilometrów ładnym równym asfaltem, potem skręt w jakąś podrzędną drogę asfaltową. Pozawijaną, wąską, ale równą. A za chwilę było już tak:
Załoga trochę zaczyna się burzyć. Że niby droga im nie odpowiada, że gorąco (ledwie 33*C), że żar z nieba się leje... Takie tam marudzenie. Wielkiego wyboru nie mamy, więc jedziemy dalej przed siebie. Nawierzchnia wciąż trzyma poziom
Wreszcie za którymś zakrętem nieśmiało z kurzu wyłania się asfalt.
Kolejnych kilka kilometrów pozawijanymi serpentynami i wreszcie docieramy do terenów wojskowych. Drogę przegradza szlaban, ale pilnujący go wartownik nawet niespecjalnie jest zainteresowany kim jesteśmy i gdzie jedziemy. Pomachaliśmy sobie i tyle, szlaban w górę
A za szlabanem już pełna dzicz. Żadnych zabudowań, jedynie zieleń po obu stronach drogi. Znowu zaczął się szuterek, po chwili już nawet nie szuterek tylko polna droga...
I nareszcie docieramy na plażę!
Tuż nad wodą w skałach wojsko wydrążyło silosy. Dziś są opuszczone, a w jednym z nich funkcjonuje bar, którego właściciel od razu nas przywitał i zaprosił do siebie. Nie wahaliśmy się długo Jedynym problemem była bariera językowa, bo gospodarz mówił jedynie po albańsku i trochę po niemiecku. A u nas z kolei po niemiecku nikt. Mnie w liceum starali się nauczyć tego języka, ale skutecznie się broniłem. A przynajmniej tak mi się wydawało. Okazuje się jednak, że w sytuacji kryzysowej jestem w stanie zamówić i piwo i obiad, nawet po niemiecku
Smak tego zimnego piwa i świeżo złowionej rybki z grilla pamiętam do dziś Nażarli się, napili, to jeszcze tylko rozstawić namioty i do wody. Właściciel knajpy sam proponuje, byśmy spali na plaży tuż koło baru. Nikt nie będzie nas tu niepokoił, motocykle też możemy sobie tu wprowadzić i facet jeszcze nam ich przypilnuje Tak też zrobiliśmy, a reszta już chyba nie wymaga komentarza
Woda ciepła i przejrzysta, a do tego bardzo obfita w takie żyjątka:
Ale nie przyjechaliśmy tu tylko po to by pić i pływać. Wypadałoby poszukać też tych ruin zamku. Na pierwszy ogień idą jednak ruiny kościoła usytuowanego blisko plaży.
Znaleźliśmy też stare koszary, a jeszcze kawałek za nimi, nad brzegiem był i zamek. Ale nie pchaliśmy się dalej. Biorąc pod uwagę psa, który wyskoczył na nas wściekle ujadając (na szczęście był przywiązany), te tereny jednak nie są tak zupełnie opuszczone. Cholera wie kto tam rezyduje i dlaczego chce odstraszyć obcych, ale załapaliśmy aluzję i zawróciliśmy
Przestroga na przyszłość. Gdybyście chcieli sobie rozpalić ognisko na plaży, to nie fatygujcie się ze ściąganiem drewna jak my. Naznosiliśmy tych gałęzi od groma, a potem okazało się, że to jakieś dziwne drewno, co się nie chce palić. Polane ropą wciąż nie bardzo Bujaliśmy się tak dobre dwie godziny z ledwo tlącym się ogniem, aż zlitował się gość z baru. Przyniósł kilka porąbanych polan suchego drewna, podrzucił jeszcze żaru z grilla i wreszcie rozpaliło się jak należy. A co się działo później, to już chyba opowie Bożenka
Dołączył(a): 20 mar 2012, o 12:58 Posty: 362 Lokalizacja: WOS :)
Płeć: mężczyzna
Moto: Tymczasowo brak
Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
Mega relacja. Pozazdrościć widoków...no i urlopu Pytanie do fotografa.(Sylwia?) Interesuje mnie jakiego sprzętu używałaś podczas ujęć w trakcie jazdy? W ogóle zdjęcia są bardzo ostre i wyraźne, czyżby jakiś uchwyt do ręki/rękawicy?
Mega relacja. Pozazdrościć widoków...no i urlopu Pytanie do fotografa.(Sylwia?) Interesuje mnie jakiego sprzętu używałaś podczas ujęć w trakcie jazdy? W ogóle zdjęcia są bardzo ostre i wyraźne, czyżby jakiś uchwyt do ręki/rękawicy?
Canon 350D z obiektywem kitowym
Żadnego uchwytu do rękawicy nie mam, po prostu wokół ręki owijałam pasek od aparatu
_________________ A teraz prędko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu!
Dołączył(a): 13 mar 2011, o 22:03 Posty: 168
Płeć: kobieta
Moto: BMW F650GS
Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
Jamez napisał(a):
hmm... mam jednak wrażenie że Bożenka może nam opowiedzieć tylko to, co usłyszała że się działo?
Aaa, wbrew pozorom pamietam wiecej niz Razor i Romek. Na przyklad pamietam, ze oszlismy w nocy szukac wampira do kosciola, a wyladowalismy na murze . Mam wrazenie, ze chlopaki dopiero co sie dowiedza co dzialo sie po godzinach
Jak tylko wroce do Polski to siadam i cos skrobne - musze do moich notatek podroznych sie dostac
_________________
14 sie 2014, o 14:24
Goti
motocyklista
Dołączył(a): 13 mar 2011, o 22:03 Posty: 168
Płeć: kobieta
Moto: BMW F650GS
Re: Bałkany na wypasie (trzody) 2014
Bożenek dokłada do dnia 6
Po pobudce i rozdzieleniu prania leniwie wyruszamy na miasto zobaczyć je za dnia. No i oczywiście naszym celem jest sklep z pamiątkami, w którym wczorajszego wieczoru umówiliśmy się z panem sprzedawcą, że przyjedziemy kupić kolczyki. Bardzo piękne kolczyki. Sylwia, znająca się na biżuterii jak mało kto powiedziała nam, że są one robione ręcznie, starożytną techniką. Ale zanim tam docieramy, po drodze znajdujemy więcej sklepów z pamiątkami, gdzie zakupujemy, magnesy, naklejki, chusty i tygielki .
Pochodzilibyśmy tam dłużej, ale ciągle słyszałyśmy, szybciej, szybciej, tak więc ku wielkiemu smutkowi sprzedawców kierujemy kroki na zamek.
W końcu wracamy do hotelu, pakujemy się i w drogę. W planach mamy dzisiaj zamiar zamoczyć tyłki w morzu, zobaczyć bunkry i różne inne ciekawe rzeczy, o których wspominał Łasooch .
No a po drodze jak to w Albanii (chyba zaczęliśmy się do tego przyzwyczajać), oprócz zwykłych dróg asfaltowych, muszą być i kilometry w szutrze .
Przekraczamy szlaban, i zaczyna się już droga, a właściwie drużka pośród traw. Nic dziwnego, ze nasz Kapitan gubi okulary... o czym uświadamia sobie dopiero po jakimś czasie
Gdy dojeżdżamy na miejsce, naszym oczom ukazuje się morze i piaszczysta plaża. I niemiecka flaga przy restauracji w bunkrze . Jesteśmy głodni, więc restauracja to dobry znak . Zsiadamy z motocykli i idziemy. Okazuje się, że właściciel potrafi mówić po albańsku i niemiecku. Na szczęście nasz kapitan Łasooch stanął na wysokości zadania i dogadał się z gościem, że możemy spać na plaży, że możemy podjechać bliżej motocyklami i nam ich popilnuje i że będziemy jeść świeżo złowioną rybę z grila!!! I popijać browarami!!! Z uśmiechami rozsiedliśmy się przy barze, z browarami w dłoniach... żar lał się z nieba... czuć było rybkę... pełen relax...
Ze świetnymi humorami rozstawiamy namioty, przebieramy się w stroje i fruu do wody!!! A tam? Pełno muszli z krabami w środku. Zbieraliśmy je do dziur w materacu Romka i obserwowaliśmy, jak wyłażą z muszli
A później relaksu ciąg dalszy
Swoją drogą, do teraz nie wiem skąd Romek miał wino w worku do transfuzji krwi?
U niektórych z naszej drużyny wyszły i instynkty macierzyńskie i co najciekawsze i ojcowskie
W końcu część drużyny decyduje się przejść i poszukać okularów kapitana. Przy okazji zwiedzają kościółek i zbierają drewno na ognisko. Nie było mnie tam, bo zostałam z Sandyrką i pilnowałyśmy dobytku i leniuchowałyśmy z piwkiem w łapach .
Jak już wrócili z wycieczki postanowiliśmy wypuścić kraby z więzienia. W końcu nie nadawały się na kolację (były trochę za małe)
Nastawał wieczór. Próbowaliśmy rozpalić ognisko z tego, co przytaszczyli chłopacy, ale jakoś nie za bardzo nam wychodziło. Z pomocą przyszedł gospodarz, który podarował nam trochę swojego drewna.
Jak już ognisko atmosfera zrobiła się bardzo romantyczna. Ognisko, ciepła noc na plaży, lezaczki, wino i piwo i ciekawe rozmowy o dupie marynie,oraz muzyka z telefonu Romka
Pozna nocą postanowiliśmy iść do kościoła - trochę narzekałam, ze wcześniej poszli beze mnie . Romek i Razor zadeklarowali, ze pójdą ze mną, żeby pokazać mi tenże stary kościółek i poszukać wampira w krypcie. Niestety kościółek był zamknięty na kłódkę. Chłopaki wpadli na pomysł, ze w takim razie wejdziemy na mury kościoła i tam sobie posiedzimy. Dzielnie weszliśmy (nie wiem jak to zrobiliśmy, bo Romek ledwo trzymał się na nogach). Tam usiedliśmy, Razor wyjął wino albo Rakiję (tego szczegółu nie zapamiętałam ), co wypiliśmy dzielnie oglądając gwiazdy i słuchając ładnej i nastrojowej muzyki z telefonu Romka. Razor i Romek usilnie prześcigali się w tym, czyja aplikacja w telefonie lepiej rozpoznaje gwiezdne konstelacje. Razor sobie jakoś radził, Romek chyba nie za bardzo . W końcu się znudził i kompletnie pijany zaczął tańczyć na murze lambadę czy coś tego rodzaju . Bardzo wtedy żałowałam, że nie wzięłam od Sylwii aparatu . Troszkę też obawialiśmy się, że się chłopak połamie, dlatego schowaliśmy resztę alkoholu i zabraliśmy go na dół . Troszkę zawiedzeni, że wampira nie było (kto do cholery zamknął kościółek na kłódkę!!!), wróciliśmy do obozowiska. Tam rozdzieliliśmy się - ja poszłam do namiotu spać. Ale jeszcze jakiś czas słyszałam głosy chłopaków. Co robili? Tego już nie wiem. Jak coś pamiętają, mogą dopisać jeszcze ... Dla mnie to była jeden z fajniejszych dni do tej pory i chyba najlepsza noc
Dodatek: Przeglądając zdjęcia natrafiłam na zdjęcie Sylwii z psem. Kompletnie nie pamiętam psa!!!! A myślałam, że byłam na tyle trzeźwa, że nie mam luk w pamięci